Parafia
Aktualności
Nawiedzenie obrazu Jezusa Miłosiernego, relikwii Św. Faustyny i Bł. Jana Pawła II w parafii Gołkowice
Skrzynka intencji
Historia
Patron
Odpust parafialny
Duszpasterze
Rada Parafialna
Caritas
Msze święte
Ministranci
Dziewczęca Służba Maryjna
Wmurowanie kamienia węgielnego
Galeria
Biuletyn parafialny
Siostry Karmelitanki
Przedszkole Sióstr Karmelitanek
Parafialna Grupa Teatralna
Wizytacja kanoniczna
Misje parafialne
Festyn parafialny
Boże Ciało
Niedziela Palmowa
Grób Pański
Szopki
Jubileusz
Kapliczki
Kronika Wydarzeń Parafialnych
Dzień Seniora
Święto Niepodległości
Wiadomości misyjne
 
Niech żyje Dobry Jezus z Lapy!!!

     Drodzy księża, siostry zakonne i kochani parafianie z wielką radością i bardzo serdecznie was pozdrawiam.
     W okresie Świąt Bożego Narodzenia wspólnie z Ojcem Franciszkiem Mickiem i Ojcem Adamem Mazurem było mi dane uczestniczyć w peregrynacji figury Dobrego Jezusa z Lapy w parafii Św. Szczepana w Santo Estevao, parafii Św. Antoniego de Argoim.
     23 grudnia po południu wyjechałem z Salvdoro do Feira de Santana i stamtąd udałem się autobusem do Santo Estevao. Przywitanie Jezusa z Lapy było przewidziane na godzinę 18:00 jednak, co mnie zupełnie zaskoczyło to to, że o godzinie 16:00 parafianie już byli zgromadzeni na umówionym miejscu. Mieszkańcy przygotowali specjalne koszulki z wizerunkiem Dobrego Jezusa. Wielka wiara i radość, śpiew i modlitwa towarzyszyły w godzinnym oczekiwania na spotkanie z Dobrym Jezusem z Lapy. Kilka minut przed godziną 18:00 dostaliśmy wiadomość, że samochód z wizerunkiem Dobrego Jezusa wraz z ojcami Franciszkiem i Adamem już zbliża się do punktu przywitania. Nigdy nie zapomnę wielkiej radości tych ludzi, płaczu i modlitwy. Ojciec Franciszek wysiadł z samochodu z wizerunkiem Dobrego Jezusa, który został umieszczony na specjalnie przygotowanym samochodzie przybranym pięknymi kwiatami. Ze śpiewem udaliśmy się w stronę kościoła, gdzie kolejne tłumy parafian oczekiwały spotkania z Dobrym Jezusem. Modlitwa i śpiew, sztuczne ognie, radość, nadzieja tych ludzi wprawiły mnie w głębokie zdumienie.
     Po przybyciu została odprawiona Msza Św., a po niej każdy mógł podejść do stóp krzyża Dobrego Jezusa, aby wyrazić swoją miłość i radość, oraz podziękować za otrzymane łaski. Kolejny dzień zaczęliśmy o 5.00 rano od procesji pokutnej. Następnie spotkanie z dziećmi i wizyta wizerunku we wspólnotach na wioskach. Radość ze spotkania z Dobrym Jezusem jest zawsze nie do opisania. To, co zobaczyłem i przeżyłem zostanie w moim sercu.
     W każdej wspólnocie tłumy ludzi oczekiwały spotkania z Jezusem, wiele razy zatrzymywaliśmy się w czasie podróży, bo ludzie czekali na drogach prosząc o błogosławieństwo Dobrego Jezusa i modlitwę. Każda wspólnota przygotowała przepiękne powitanie dla Dobrego Jezusa i przedstawienie po Mszy Świętej. I znowu zaskoczenie - z jakim wielkim entuzjazmem, miłością i radością wszystko było zorganizowane. Po powrocie z wiosek była celebrowana Msza Św. o godzinie 20.00 i w każdy dzień kościół był wypełniony po brzegi. 26 grudnia o godzinie 10.00 była celebrowana uroczysta Msza Św. z racji święta patrona - Św. Szczepana. Następnie o godzinie 16.00 uroczysta procesja z wizerunkami Dobrego Jezusa i Św. Szczepana. Tłumy, tłumy ludzkich serc uczestniczyły w wyśpiewywaniu chwały dla Dobrego Jezusa z Lapy. Po procesji było udzielenie błogosławieństwa i oddanie się pod opiekę Dobrego Jezusa. Dało się odczuć siłę i moc modlitwy ludu bożego oraz wzruszenie na twarzach czcicieli Dobrego Jezusa.
     Z kolei wizerunek Dobrego Jezusa został przekazany ks. Proboszczowi z sąsiedniej parafii - Santo Antonio de Argoim. Udaliśmy się z Dobrym Jezusem do kolejnego punktu naszej peregrynacji. I tu znowu wielkie zaskoczenie: na powitanie Jezusa mieszkańcy przyjechali na umówiony punkt i zorganizowali przepiękną procesję z samochodów i motorów. Serce zaczęło bić mocniej, kiedy zbliżaliśmy się do wspólnoty Sao Roque. Tłumy ludzi oczekujące spotkania z Dobrym Jezusem, młodzież grająca i śpiewająca, oraz dzieci z kwiatami witały Dobrego Jezusa. Następnego dnia udaliśmy się do kolejnej wspólnoty Sao Rafael, a był to 28 grudnia - ostatni dzień w parafii Argoim. Mój podziw wzbudziło to, że każda wspólnota witała Dobrego Jezusa w inny sposób, ale zawsze z wielkim entuzjazmem, miłością i łzami. Spotkania z dziećmi były wspaniałe i muszę się przyznać, że z początku obawiałem się, czy będę wiedział, jak poprowadzić spotkanie. Ale wiedziałem, że Dobry Jezus pomoże. I rzeczywiście tak się stało. Strach i obawy zostały w tyle i z wielką radością, tańcem i gestami chwaliliśmy Dobrego Jezusa. Ojciec Franciszek i Ojciec Adam poświęcili bardzo dużo czasu na spowiedź, celebracje i rozmowy z ludźmi.
     Pragnę gorąco i z serca podziękować Dobremu Jezusowi za ten wielki dar spotkania tylu wspaniałych ludzi i doświadczenie prostej wiary i miłości. Pragnę także podziękować Ojcu Franciszkowi i Adamowi, misjonarzom o wielkim i gorliwym sercu za przykład i świadectwo oraz za to, że otoczyli mnie wielką życzliwością, jako najmłodszego misjonarza.
     Pozdrawiam was wszystkich bardzo serdecznie i gorąco, i do zobaczenia już za niedługo!!!

Z modlitwą diakon Krzysiek

***


13.09.2007

Drodzy Przyjaciele misji!

     Bardzo serdecznie wszystkich pozdrawiam, tym razem z Polski, gdzie jestem na 3-miesięcznym urlopie od 20.07.2007., aby podreperować trochę zdrowie.
     Po dwóch latach pracy w na naszej placówce w Gasura, w północnej części Burundi, wracam znów do Gitega, do domu formacyjnego. Zabieram w sercu Gasurę; wszystkich tych, którzy do nas przychodzili aby znaleźć słowa otuchy, pocieszenia. Zabieram w pamięci te górskie, piękne krajobrazy, zupełnie zbliżone do naszej zakopiańskiej Gubałówki. Stamtąd też, w dni dobrej widoczności można oglądać wulkany z graniczącej z nami Rwandy.
     Północna część Burundi jest jedynym regionem kraju, który obfituje w jeziora, szczególnie znane jest jedno z nich - jezioro ptasie - z jedną dużą wyspą i wieloma małymi wysepkami, na które chronią się różne gatunki ptaków, zróżnicowane co do wielkości, różnokolorowe - przepiękne. Można obserwować tam różnego rodzaju gniazda, wykonane z najwyższą precyzją i wytrwałością ich właścicieli.
     Dzisiaj jestem już w drugiej połowie urlopu i myślę o powrocie. A tym bardziej myślę, gdyż w naszym domu formacyjnym w Gitega był napad rabunkowy. O godzinie 1. w nocy z 8 na 9.09. pięciu uzbrojonych mężczyzn wtargnęło przez zrobiony przez nich wyłom w ścianie kaplicy i stamtąd dostali się już do całego domu nowicjatu i sióstr profesek. Przez półtorej godziny penetrowali cały dom, biorąc to, co jest możliwe do zabrania, zwłaszcza pieniądze, zegarki, telefony, aparaty, nawet niektóre ubrania czy obuwie. Dwie Siostry nowicjuszki zostały pobite, ale na szczęści bez wielkich obrażeń.
     Nie można było uruchomić syren alarmujących, gdyż o 2 miesięcy nie ma tam prądu z powodu kradzieży kabla doprowadzającego prąd do stacji rozdzielczej. Po odejściu napastników Siostry wezwały komendanta policji, który przejechał i stwierdził, że jego ekipy patrolujące spały, nie wiedząc nic o zaistniałym incydencie. Przysłał jeszcze 2 policjantów, aby strzegli sióstr i rozpoczął dochodzenie, które - jak doświadczenie uczy - nic ciekawego nie dowiedzie.
     Dziękujemy Bogu, że Siostry żyją i mężnie zniosły tę "wizytę". To był pierwszy tego typu napad na nasz dom formacyjny. Na pewno nie sprzyja to formacji a lęk przed nocą zostanie długo w pamięci 10 sióstr, obecnych wtedy w domu.
     Drodzy Przyjaciele! Oto nowy impuls dla nas wszystkich, aby tym bardziej pamiętać o misjach i polecać wszystkich tych, którzy zaangażowani są bezpośrednio w tę pracę. Potrzebujemy Waszej troski, modlitwy i ofiary składanej w naszych intencjach. Nieraz takie sytuacje mogą zniechęcać, tak misjonarzy jaki i tych, którzy pracują "na zapleczu". Ale nie zniechęcajmy się, bowiem żadne dobro nie ginie ale trwa wiecznie, mimo że nie widzimy na zewnątrz jego skutków. Wszystkie dobre czyny idą wraz z nami, świadcząc o wspaniałomyślności naszych serc. A Pan nie zostawi nas samych; dzieło misyjne nie zostanie przerwane aż Dobra Nowina dotrze do wszystkich.
     W tym roku ukończyłam już 16 rok pracy w Burundi. Były to trudne lata wojny domowej, która rozpoczęła się w październiku 1993 roku. We wszystkich przeżytych tam wydarzeniach czuwała nad nami Opatrzność Boża, gdyż opierając się tylko na ludzkich siłach nie byłoby możliwe przetrwać aż tyle - ale Pan sam realizuje swoje dzieło. Po tych latach pracy mogę tylko wyrazić swoją wdzięczność Bogu za niezliczone dary Jego dobroci.
     Dziękuję również każdemu z Was, którzy z taką troską wspieracie naszą pracę. Niech Dobry Bóg już tutaj na ziemi wynagrodzi każdą ofiarę i modlitwę za nas. Opiece Matki Bożej polecamy Was i Wasze Rodziny, zwłaszcza Chorych i cierpiących w jakikolwiek sposób.
     W naszym domu formacyjnym w Gitega 19 każdego miesiąca o godz. 7 rano odprawiana jest Msza św. w intencjach naszych Dobroczyńców i Ofiarodawców, gdziekolwiek oni się znajdują.
     Życzę wszystkim radości i pokoju serca
s. Klemensa Zając
karmelitanka Dzieciątka Jezus z Burundi


***


     Do pracy misyjnej w Burundi, Rwandzie i Kamerunie włącza się Zgromadzenie Sióstr Karmelitanek Dzieciątka Jezus. Siostry wydatnie pracują w państwowym ośrodku zdrowia. Codziennie przyjmują kilkudziesięciu pacjentów. Leki przysyłane z Polski stanowią zaplecze ich działalności charytatywnej. Prowadzą działalność dydaktyczną i pedagogiczną, programując nauczanie religii i sprawując nadzór nad katechistami oraz prowadząc zajęcia w szkole gospodarczej.



Dimako, Kamerun '2007

Drodzy Przyjaciele misji!

     Pozdrawiam serdecznie w imieniu naszej pięcioosobowej wspólnoty w Dimako w Kamerunie. Każdego dnia jesteśmy złączone z Wami przez modlitwę - tę najlepszą pośredniczkę zdolną spłacić dług wdzięczności za dobroć Waszych serc, której doświadczamy nieustannie, posługując "wśród maluczkich tego świata".
     Rozpoczęliśmy nowy rok szkolny, a wraz z nim także katechizację dzieci, młodzieży i dorosłych. Dla mnie jest to drugi rok pracy z dziećmi i młodzieżą w Kamerunie.
     Kiedy odlatywałam z Polski do Kamerunu otworzyłam encyklikę Jana Pawła II "Redemptoris missio", a moją uwagę przyciągnęły słowa: "nie możemy być spokojni, gdy pomyślimy o milionach naszych braci i sióstr, tak jak my odkupionych krwią Chrystusa, którzy żyją nieświadomi Bożej miłości" /RM, 86/. Wtedy nie wiedziałam jeszcze, jak bardzo polecenie Ojca Świętego aktualne będzie w mojej nowej posłudze i jak bardzo stanie się moją osobistą troską.
     Kościół wschodniej prowincji Kamerunu - tutaj położone jest Dimako - jest Kościołem młodym. Nasza diecezja obchodziła zaledwie złoty jubileusz. Diecezja jest duża, parafie są rozległe. Każda parafia obejmuje kilkanaście lub kilkadziesiąt wiosek znacznie oddalonych od siebie, porozrzucanych w buszu. Żeby dotrzeć do tych ludzi z Dobrą Nowiną, potrzebni są księża, siostry zakonne, katechiści, no i środki materialne. Miedzy innymi samochód i benzyna. Tego wszystkiego ciągle za mało, aby sprostać zadaniom ewangelizacji tu, na wschodzie Kamerunu.
          Widząc tak ogromne potrzeby niesienia Dobrej Nowiny tam, gdzie ludzie żyją w nieświadomości Bożej miłości, nasze serca są niespokojne. Dlatego w ubiegłym roku wraz z moją współsiostrą s. Jacqueline (afrykanką), rozpoczęłyśmy katechizację we wioskach naszej parafii. To, czego doświadczyłam w kontakcie z mieszkańcami wiosek, głównie z dziećmi, przekroczyło moje przypuszczenia. Dzieci nie wiedziały nic. Nawet, jeśli któreś dziecko było ochrzczone, to na tym koniec. Dzieci nie umiały zrobić znaku krzyża, nie wiedziały, co to Boże Narodzenie, Imię Jezus. Może coś słyszały, ale prawdopodobnie z ust sekciarzy korzystających z braku chrześcijańskiej formacji wierzących.
Ta trudna sytuacja ma swoje poważne konsekwencje. Prawdą jest, że każdy człowiek ze swej natury jest istotą wierzącą. Jeśli ludzie nie mogą poznać i zgłębić prawdy objawionej o Jezusie Chrystusie, zostają przy swoich tradycyjnych wierzeniach, opartych jakże często na strachu przed "wszechmocnymi" złymi duchami. Wielu ludzi traci nie tylko szczęście, ale życie… Często zdarzają się przypadki śmierci dzieci i dorosłych tylko dlatego, że chory powinien pójść do czarownika, który powie, jak się leczyć. Czarownik zaś weźmie pieniądze i da trochę ziół, które w niczym nie pomogą.
     Kilka miesięcy temu siostry znalazły chłopca, którego kończyny zaczęły gnić. Cierpienie było wykrzyczane na jego twarzy. Nie miał już połowy jednej nogi i stopy drugiej, gniły też palce obu rąk. Rodzina trzymała go w zamknięciu, bo "zdiagnozowano", że to "mauvais sorts" (czary) - nic zatem nie można zrobić. Na szczęście udało się przekonać rodzinę, że temu młodemu człowiekowi trzeba szybko amputować nogi i leczyć go. Ludzie o życzliwych i otwartych sercach pomogli sfinansować tę kosztowną pomoc medyczną.
     Żyjąc tutaj, między ludźmi udręczonymi, wręcz zniewolonymi strachem i mocami zła, odczuwamy naglącą potrzebę niesienia światła Jezusa Chrystusa, który uwolni i otworzy na nowe życie, przywróci prawdziwą hierarchię wartości. Jednak, aby zanieść światło Jezusa, potrzebujemy wsparcia duchowego przez modlitwę i ofiarę duchową, a także materialnego, które pozwoli dotrzeć tam, gdzie ludzie żyją w głębokim mroku. Za każdy wewnętrzny i zewnętrzny gest solidarności dziękujemy, prosząc Pana, by wynagrodził Wasze zaangażowanie w sobie wiadomy sposób.
złączona z Wami w Bogu
s. Leoncja, karmelitanka Dzieciątka Jezus



Niezapomniane Spotkanie

Drodzy księża, siostry zakonne, kochani bliscy i znajomi, pozdrawiam Was wszystkich bardzo gorąco i serdecznie. Mija już rok mojego pobytu tu na ziemi brazylijskiej. Czas który poszerzył moje horyzonty, nauczył wielu nowych pięknych rzeczy i dał jeszcze więcej do myślenia. Nie brakowało też trudności, z którymi musiałem sobie poradzić i jak sie domyślam czeka mnie jeszcze więcej, ale tu na myśl nasuwają się słowa Jana Pawła II Gdy będzie wam trudno, gdy będziecie w życiu przeżywać jakieś niepowodzenia czy zawody, niech wasza myśl biegnie ku Chrystusowi, który was miłuje, który jest wiernym towarzyszem i który pomaga przetrwać każdą trudność.

Po zakończeniu pierwszego semestru pewien czas spędziłem we wspólnocie św. Klemensa. Po powrocie do seminarium wszyscy razem wyruszyliśmy na tydzień misyjno-powołaniowy do miejscowości Itabaianinia. Był to tydzień pracy, ale także radości ze spotkania z drugim człowiekiem. Tydzień ten minął bardzo szybko a nas czekała kolejna podróż do sanktuarium Bom Jesus da Lapa, gdzie tysiące wiernych pielgrzymuje do Groty Dobrego Jezusa. Było to dla mnie niesamowitym doświadczeniem i przeżyciem zobaczyć wielka wiarę ludzi tak prostych i skromnych. Każdy z nich przychodząc do Dobrego Jezus ofiarował swoje problemy i troski jak i również składał swoje obietnice. Spotkałem wielu wspaniałych ludzi, którzy opowiadali o swoim życiu i trudnościach dnia codziennego. Każdego wieczoru była celebrowana nowenna przed świętem Dobrego Jezusa, które przypada na dzień 6 sierpnia. O godzinie siódmej rano była celebrowana, uroczysta Msza św. pod przewodnictwem Biskupa Franciszka - redemptorysty. Po południu, jak zwykle udałem się do groty Dobrego Jesusa, aby zająć się pielgrzymami. Spotkałem tam znajomych strażników, którzy pilnują porządku w sanktuarium, jeden z nich zwraca się do mnie mówić: "Cristóvao, będziesz z nami w grocie, gdy będziemy wyciągać krzyż z Dobrym Jezusem". Czułem, że moje serce zaczęło bić mocniej i szybciej jak zawsze przed ważnym wydarzeniem. Wiedziałem też, że przy tej ceremonii są tylko strażnicy, ojciec rektor i kilka innych osób. Sanktuarium opustoszało i panowała niesamowita cisza, z zewnątrz dochodziły okrzyki pielgrzymów, którzy oczekiwali na pojawienie się cudownego wizerunku Dobrego Jezusa. Wybiła godzina piąta, gdy jeden ze strażników zdjął szklaną zasłonę chroniącą wizerunek i wyciągnął krzyż składając go na ręce ojca rektora. Strażnicy obcierali delikatnie wizerunek Jezusa chusteczkami i każdy z wielką wiarą i wzruszeniem ucałował krucyfiks. Stałem bardzo blisko i wiedziałem, że zaraz nastąpi niesamowite spotkanie. Podszedłem i położyłem ręce na krzyżu całując cudowny wizerunek Dobrego Jezusa z Lapy. Serce biło o wiele szybciej a pot spływał po mojej twarzy. Wiem, że ta chwila wpisała się w moje serce głęboko, gdyż doświadczyłem wielkiego spotkanią z Jezusem z Groty. Następnie wyruszyliśmy do wyjścia przy, którym tłumy pielgrzymów oczekiwały na pojawienie się cudownego wizerunku. Oklaski, śpiewy i wielka radość panowały na placu przed sanktuarium, gdy ojciec wniósł uroczyście krucyfiks. Następnie wyruszyliśmy w uroczystej procesji po ulicach Lapy.
Po jej zakończeniu wszyscy wspólnie uczestniczyli w nabożeństwie na placu przed sanktuarium. Na koniec ojciec rektor udzielił błogosławieństwa i powierzył wszystkich pielgrzymów oraz ich rodziny opiece Dobrego Jezusa. Modliłem się także za Was drodzy bliscy i znajomi, aby błogosławieństwo, które spłynęło na pielgrzymów było także waszym udziałem.

Z pozdrowieniami br. Krzysiek


Jezus prawdziwie Zmartwychwstał Alleluja!


Drodzy parafianie serdecznie i jeszcze świątecznie pozdrawiam Was z Brazylii.

Jak każdy kraj ma swoje tradycje i zwyczaje, tak i Brazylia ma swoje. W Salvadorze mogłem po raz pierwszy uczestniczyć w obchodach Męki, Śmierci i Zmartwychwstania Pańskiego. Wielki Tydzień rozpoczęliśmy w Niedzielę Palmową. Zgromadzony lud z gałązkami palmowymi i głośnym śpiewem Hosanna Królowi Dawidowemu w pięknej procesji ruszył do naszej kaplicy w jednej z dzielnic, gdzie była sprawowana Msza św. Warto zauważyć, że w tą Niedzielę ludzie (a w większości kobiety, bo one jak chyba wszędzie na świecie bardziej garną się do kościoła niż mężczyźni) przyszły na Eucharystię w czerwonych strojach i z prawdziwymi gałązkami palmowymi. Wielki Poniedziałek, Wtorek i Środa były poświęcone na Sakrament Pojednania. Każdego wieczoru było sprawowane nabożeństwo pokutne, po którym można było skorzystać ze spowiedzi. Trzeba bardzo dużo przygotowania do tego, aby tutejsza ludność chciała się wyspowiadać. Niezmierną radością jest zobaczyć ludzi oczekujących spowiedzi u naszych ojców. Wielki Czwartek - dzień ustanowienia Eucharystii i modlitwy za kapłanów. Wieczorem w naszej kaplicy zgromadziło się więcej osób niż zazwyczaj. Po wysłuchaniu Ewangelii odbył się gest obmycia nóg dwunastu mężczyznom. Było to dla mnie bardzo mocnym przeżyciem, gdyż to ja obmywałem stopy tak, jak uczynił to kiedyś sam Jezus Chrystus. Również cała wspólnota modliła się za ojców pracujących w naszej parafii, jak i za wszystkich powołanych do tej posługi. Po zakończeniu celebracji w uroczystej procesji przenieśliśmy Najświętszy Sakrament do innego pomieszczenia, gdzie odbywała się adoracja. Jednak nie modlono się w ciszy, do której byłem przyzwyczajony w Polsce. Obok, z głośników wydobywała się cały czas głośna rozrywkowa muzyka. Wielki Piątek - dzień Śmierci Naszego Pana Jezusa Chrystusa. Na terenie gdzie mieszkam, czyli w dzielnicy zamieszkałej przez potomków niewolników afrykańskich, pozostał pewien zwyczaj, który jest nie do pomyślenia w Polsce. Otóż dawno temu, w czasach niewolnictwa w Wielki Piątek to Panie, czyli same właścicielki, przygotowywały posiłki swojej służbie, swoim niewolnikom. Dla tych ludzi był to dzień wolny od pracy. I teraz w ten właśnie dzień ludzie się wzajemnie zapraszają na obiady, tańce, wspólnie piją piwo. Krótko mówiąc zamiast zachować ścisły post urządzają zabawy. Muszę przyznać, że było to chyba dla mnie największym zaskoczeniem, a zarazem szokiem i pomyślałem sobie w duchu – Panie Jezu, gdzie Ty mnie posłałeś. Ale przecież ON ma swoje plany wobec nas i najlepiej wie, co dla nas dobre. Tutejsi ludzie nie mają w zwyczaju przygotowywać Grobu Pańskiego, tak jak w naszej parafii, wiec często wracałem pamięcią do pięknego wystroju naszego Kościółka. Wigilię Paschalną rozpoczęliśmy w godzinach wieczornych na zewnątrz kościoła, aby potem w uroczystej procesji ze światłem Chrystusa wkroczyć w ciemności kościoła. Następnie cała celebracja przebiegała jak w Polsce, ale oczywiście nie zabrakło elementów, które mnie totalnie zaskoczyły. Pięknym doświadczeniem dla mnie był chrzest trzydziestoletniej Sylwii. Miałem możliwość trzymania misy, gdy ojciec polewał jej głowę wodą i wypowiadał słowa: „Ja ciebie chrzczę w Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego”, a cały lud zaczął z radością klaskać w dłonie. Po zakończeniu celebracji wszyscy złożyli sobie życzenia z okazji Zmartwychwstania Pana. Oczywiście po powrocie do domu zasiedliśmy do stołu, aby cieszyć się z tego wielkiego dnia. Nie było takich potraw jak na polskim tradycyjnym stole, brakowało Święconki, swojskiej kiełbasy, chrzanu i innych rzeczy, ale radość, że Pan Zmartwychwstał była w nas.

W Niedzielę Zmartwychwstania była sprawowana Msza św. o godzinie ósmej rano, następnie o dziesiątej w dzielnicy, gdzie pracuję i o dziewiętnastej w kościele parafialnym. Radość ze Zmartwychwstania przejawiała się w pięknych i radosnych śpiewach. Ołtarze były przystrojone pięknymi kwiatami. Poniedziałek po Wielkanocy jest tutaj zwykłym dniem pracy i nie ma Śmigusa Dyngusa. Ale w Brazylii panuje teraz pora deszczowa, więc wody było pod dostatkiem, tak że polskiej tradycji stało się zadość.

     Tak oto wyglądały moje kolejne święta poza ojczystym krajem. Dziękuję Bogu za ten czas i za tych ludzi, z którymi teraz jestem. Jednak zawsze pamiętam o Wszystkich Parafianach. Pozdrawiam Was jeszcze raz bardzo serdecznie. Pozdrowienia także kieruję do Księdza Proboszcza, Księdza Kanonika i Ks. Arkadiusza, pozdrawiam Siostry Karmelitanki. Pamiętam o WAS wszystkich w mojej modlitwie


Z Bogiem

br. Krzysiek z Brazylii



Wieści z Brazylii


Na całym świecie, katolicy modlą się do Boga Ojca, który jest w niebie. Modlitwa ta jest zanoszona na różne sposoby, ponieważ ludzie żyją w różnych kulturach. W Brazylii modlitwa jest bardzo spontaniczna. Podczas Eucharystii wierni bardzo chętnie wyrażają swoją radość poprzez klaskanie w dłonie, lub machanie rękami w rytm śpiewanych pieśni. W Polsce jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że wszelkie pieśni są inicjowane przez organistę. Tu jest zupełnie inaczej. Śpiew jest prowadzony przez osoby świeckie lub przez grupy muzyczne. Bardzo popularne są malutkie zespoły muzyczne, w skład których wchodzi kilka osób śpiewających i grających na gitarach, bębnach, trójkątach, grzechotkach, tamburynach i perkusji. Oczywiście grana przez nich muzyka jest charakterystyczna dla Brazylii. Nie może się również obyć bez pokropieniem ludu wodą święconą po każdej Mszy św. Częstym elementem, podczas uroczystych Eucharystii jest “tańcząca” procesja z Ewangeliarzem lub z darami.

W Polsce przyzwyczajeni jesteśmy również do tego, że na modlitwę idzie się do kościoła (czyli miejsca specjalnie do tego przygotowanego i pięknie wykończonego). Tu nie. Kościoły mają zupełnie inną architekturę i np.: zamiast grzejników są wentylatory. Eucharystię odprawia się w domach prywatnych lub kaplicach, które dopiero co zaczęto budować. Biskupów można spotkać zarówno w katedrze wypełnionej ludźmi, jak i w małej kapliczce ze ścianami w surowym stanie.

Jak wszędzie, tak i tu ludzie modlą się w podobnych intencjach. O zdrowie, o chleb codzienny, za chorych, za zmarłych. Ze względów klimatycznych ciało jest chowane do ziemi bardzo szybko, dlatego popularna tu jest Msza św. odprawiana w siódmym dniu po śmierci bliskiej osoby, kiedy to może zgromadzić się rodzina.

Charakterystyczną cechą Brazylijczyków jest to, że bardzo lubią uczestniczyć w procesjach. Istnieje zwyczaj organizowania procesji wcześnie rano, bo około piątej. Procesja ta idzie między domami i swoimi głośnymi śpiewami budzi ludzi, i zachęca do uczestnictwa w modlitwie, która jest na zakończenie (oczywiście dla lepszego efektu wykorzystuje się tuby i petardy).

Coraz bardziej przekonuję się, że na różne sposoby można chwalić Boga. Każda kultura ma swój sposób, który jest inny, co wcale nie oznacza gorszy czy lepszy. Kościół jest niezwykle bogaty w swej różnorodności. To człowiek nie zawsze umie poszerzać swoje horyzonty.

Obecnie przeżywamy czas Wielkiego Postu. Wiem już, że nie ma tutaj nabożeństwa Gorzkich Żali (ani niczego podobnego). Już niedługo zobaczę, jak wygląda brazylijski Wielki Tydzień.

Każda kultura niesie ze sobą bogactwo, a w kulturze polskiej na pewno bogactwem są życzenia składane bliskim. Niech ZMARTWYCHWSTAŁY obdarza WAS WSZYSTKICH, siłą na trudne dziś, ufnością w lepsze jutro i odwagą, bo czeka nas droga do nieba.


br. Krzysiek





Szczęść Boże!


Pozdrawiam bardzo serdecznie księży i siostry karmelitanki, a także wszystkich parafian Gołkowic.

Mija już prawie szósty miesiąc od mojego wyjazdu do Brazylii. Przez ten czas mogłem zobaczyć prawdziwe i ciężkie życie tutejszych ludzi. Spotkania z nimi pozwoliły mi doświadczyć także ich problemów i zmagań z codziennością. Ludzie żyją tu w strasznych warunkach, a na ulicy można spotkać bawiące się lub częściej ciężko pracujące dzieci. Zmuszone są pracować, by zarobić kilka groszy na życie.

Muszę przyznać, że ostatnie dwa miesiące były dla mnie szczególnym przeżyciem, związanym ze Świętami Bożego Narodzenia. Były to dla mnie pierwsze święta z dala od ojczyzny, rodziny, bliskich i znajomych. Moim pierwszym starciem z inną rzeczywistością był brak tradycji Bożego Narodzenia. Tutejsza ludność nie przywiązuje wielkiej wagi do wydarzeń Narodzenia Pana. Wigilia jest zupełnie inna niż w Polsce, nie ma tradycyjnego dla nas łamania się opłatkiem i składania sobie życzeń. Jako danie wigilijne podawany jest ryż i indyk, oraz inne dania całkowicie różne od naszych. Brakuje śpiewu kolęd i pastorałek. Warto też zaznaczyć, że temperatura sięga do trzydziestu stopni. Dla mnie osobiście, który wychowałem się w innej kulturze i zwyczajach, to doświadczenie było dość ciężkim przeżyciem. Pasterka została odprawiona o godzinie dwudziestej drugiej, na zewnątrz przed kościołem, aby jeszcze bardziej zachęcić wiernych do uczestnictwa w Mszy świętej. Te sytuacje pozwoliły mi zobaczyć inność przeżywania Świąt Narodzenia Pańskiego, jak również wymagały ode mnie otwarcia się na inną kulturę i zwyczaje.

Tak pokrótce przedstawiają się moje dotychczasowe doświadczenia. Pragnąłem podzielić się z Wami, moi kochani, kilkoma refleksjami z życia i pracy. Życzę wszystkiego najlepszego w rozpoczętym już Nowym Roku. Pamiętam o Was w moich modlitwach i ośmielam się prosić, abyście i Wy pamiętali o mnie i o Misjonarzach pracujących na całym świecie.
Niech Święty Antoni, patron naszej parafii błogosławi Wam w każdym dniu Waszego życia, nauki i pracy.


Z Bogiem

Parafianin Krzysztof
Salvador, 2 lutego 2006



Pierwsze dni na brazylijskiej ziemi


Księże Proboszczu przesyłam list z pierwszymi wrażeniami z Brazylii. Pozdrawiam bardzo serdecznie Księdza i wszystkich parafian.

Bardzo dobrze pamiętam ostatnie dni spędzone w Polsce, mam w pamięci wspólną Mszę świętą pożegnalną, jak również łzy mojej mamy i rodziny. Trzeba przyznać, że bardzo ciężko było mi zostawić moją rodzinę, przyjaciół, znajomych, jak i moich braci z Seminarium. Na lotnisko odwiózł nas Ojciec proboszcz z Tuchowa z rodziną mojego współbrata. Lot trwał osiemnaście godzin i muszę powiedzieć, że trochę się bałem, ale wiedziałem, że w Gołkowicach modlą się o szczęśliwą podróż dla mnie i Wieśka. Do Brazylii dotarliśmy w niedzielę przed południem. Na lotnisku przywitał nas Ojciec prowincjał wraz z innymi współbraćmi. Potem udaliśmy się do miasta Salwador, gdzie od połowy listopada będę mieszkał , uczył się i pracował. Seminarium jest położone w biednej dzielnicy, gdzie warunki życia są bardzo ciężkie. Bracia Brazylijczycy przyjęli nas ciepło i przyjaźnie. Następnie odwiedziliśmy inne domy naszego Zgromadzenia i w każdym z nich byliśmy witani niezwykle serdecznie.

Przemierzając miasto Salwador można zobaczyć ludzi mieszkających w bardzo złych warunkach. Domy zbudowane z kartonów, nie ma wody, światła, brakuje podstawowych środków do życia. Ale mimo skrajnej nędzy ludzie tu mieszkający są bardzo radośni. Z wielką radością przyjmowali nas w swoich parafiach, śpiewali i klaskali na nasze powitanie. Nieznajomość języka portugalskiego nie przeszkodziła nam odczuć, że cieszą się z naszego przyjazdu. Dwa dni później udaliśmy się do innej parafii redemptorystów, a mianowicie do Bom Jesus da Lapa. Jest tam Sanktuarium Dobrego Jezusa położone w grocie. Codziennie setki pielgrzymów przychodzi do tego sanktuarium i modli się przed figurą Dobrego Jezusa. Później pojechaliśmy do Stolicy, gdzie uczę się języka portugalskiego. Na kursie są osoby z wszystkich kontynentów: ojcowie, siostry zakonne, ale także i świeccy. Z początku miałem wielkie problemy z porozumieniem się, ale już jest lepiej. Oprócz języka poznajemy kulturę i zwyczaje Brazylijskie.

Kilkanaście dni mieszkałem u rodziny brazylijskiej. Był to piękny i owocny czas. Mogłem zobaczyć jak wygląda życie ludzi biednych, doświadczyć ich problemów związanych z brakiem pracy, pieniędzy. Mimo tak wielkich trudności przyjęli mnie oni bardzo dobrze, powiedzieli, że stałem się członkiem ich rodziny, co bardzo mnie ucieszyło. Kiedy uczestniczyliśmy we Mszy świętej Księża pracujący w parafii także witali nas gorąco i serdecznie. Msza święta w Brazylii jest bardzo radosna, ludzie śpiewają, klaszczą, tańczą, są bardzo weseli i szczęśliwi. Mimo tego, że są bardzo biedni mocno wieżą w to, że Jezus i Maryja są blisko nich.

Po zakończeniu kursu językowego wracam do Salwadoru, aby kontynuować naukę i rozpocząć pracę. Codziennie pamiętam w modlitwie o księżach i siostrach Karmelitankach pracujących w parafii Gołkowice, jak również o mojej rodzinie, przyjaciołach i wszystkich mieszkańcach. Zwracam się do Was z prośbą o modlitwę za mnie i wszystkich misjonarzy. Bóg zapłać za wszystko.

Z pozdrowieniami z Brazylii Wasz parafianin


Krzysztof Przychocki - MISJONARZ
CZŁONEK ZGROMADZENIA REDEMPTORYSTÓW W TUCHOWIE


POLECAMY: Miasto i Gmina Stary Sącz  |  Szkoła Podstawowa w Gołkowicach  |  Diecezja Tarnowska
 Rodzina Szkół im. Jana Pawła II  |  OSP Gołkowice Górne  |  Gimnazjum w Gołkowicach
Parafia Świętego Antoniego Padewskiego, 33-388 Gołkowice Górne 41, tel. 018 446 36 76